Maria Campina, Doamna Regina, Bukareszt, Rumunia
Przyboczna wiedźma Eleny Caucescu, królowa cygańskich czarownic. Jeżeli wierzyć zapewnieniom jej samej, nie ma na świecie potężniejszej siły magicznej ponad tą jaką dysponuje. Ludzie, którzy przychodzą po pomoc do Marii Campiny, to najczęściej gwiazdy rumuńskiego show biznesu i politycy. Zakres problemów, które ma rozwiązać magiczna interwencja królowej praktycznie nie podlega ograniczeniom. Od kłopotów biznesowych, przez impotencję po projekty politycznych sojuszy. Maria Campina jest w stanie pomóc we wszystkim. A mieszka
w złotym pałacu wciśniętym pomiędzy dwa szare bloki z wielkiej płyty na ponurym bukaresztańskim blokowisku.
Wszystko u Marii Campiny było inne.
Pierwszy raz spotkałem się z uzdrowicielką, która chadza w koronie na głowie. Miała też berło i złotą torebkę… i wiem, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, ale miała też złote pantofelki. Nie nosiła ich, co prawda na stopach, podejrzewam, że złote pantofle nie są w użytkowaniu specjalnie ergonomiczne, ale leżały podczas audiencji na stoliku obok. To było wyjątkowo dziwne spotkanie. Rozmawialiśmy o polityce, o egzaminach na wróżki, które odbywają się w Indiach, o codziennym znoju bycia monarchinią, o sławie i tym, co z tej sławy wynika. A na koniec Doamna Regina postanowiła oczyścić moją aurę, sięgnęła za wersalkę i wyciągnęła dwa samurajskie miecze. I stało się tak, że klęczałem przed kobietą w złotej koronie, która wymachiwała nade mną ostrymi jak brzytwa katanami, ze sklepu wszystko po pięć złotych. Klingi świszczały, Doamna Regina zawodziła w nieznanym mi języku, ja dokładałem wszelkich starań aby zachować powagę i wszystko to miało
w sobie taki ładunek surrealizmu, że Salwador Dali, gdyby żył oczywiście, udałby się do Marii Campiny na korespondencyjny kurs zarządzania absurdem. Na koniec królowa się zdyszała, odłożyła miecze, wytarła ślinę z kącików ust i wysapała, że na dziś to raczej już wszystko. Nie spierałem się. To rzeczywiście było wszystko.