Ciocia Margit, wieś Bobda, Rumunia
Moja ulubienica. Ciotka Margit jest rumuńską Niemką. Zajmuje się upuszczaniem krwi. Czyni to za pomocą skalpela. Należy usiąść w niskiej izbie ciotki Margit i nachylić nad starą, poobijaną, emaliowaną miednicą z wodą. Przez kark pacjenta ciotka przewiesza ściereczkę, której końce należy uchwycić w dłonie i mocno ciągnąć w dół. Kiedy na czole pacjenta pod wpływem zaciśniętej ścierki i pochylonej pozycji zaczynają zarysowywać się żyły, ciotka Margit wyjmuje sterylnie zapakowany jednorazowy skalpel wybiera miejsce, a następnie tnie. Z rany zaczyna spływać krew. Płynie strużka krwi w dół czoła, płynie po nosie, a kiedy dociera na jego czubek, skapuje do miednicy z wodą. Ciotka Margit na podstawie sposobu w jaki krew reaguje z wodą orzeka o stopniu zanieczyszczenia toksynami organizmu pacjenta. Według zapewnień ciotki po zabiegu powinna zostać niewielka blizna, która jednak zniknie w ciągu paru tygodni.
Od czasu gdy siedziałem nad miednicą w niskiej izbie u cioci Margit minęło pół roku, a ja wspominam ją ilekroć patrzę w lustro. Przypomina mi o niej niewielka blizna na czole, około centymetra pod linią włosów. Niemcom jednak nie można wierzyć.