Paraskiewa Moroz, Rakowiec, Ukraina
Szeptunka. Trafiliśmy do niej w ostatniej chwili, tuż przed zachodem słońca. Szeptunki odbywają swoje rytuały tylko w świetle dnia. Noc to domena złego i żadna szeptunka nie zacznie nawet inwokować modlitwy, jeżeli zaszło słońce. Paraskiewę spotkałem w wielkim, zimnym domu na skraju wsi. W tym domu kiedyś tętniło życie a teraz żyła tam tylko samotna staruszka, która szeptała modlitwy. To było smutne. Mieszkała w małej kuchni wyłożonej gazetami, i było to jedyne pomieszczenie w tym wielkim domu, gdzie w piecu palił się ogień. Paraskiewa była już trochę zniedołężniała, trzęsły jej się ręce i pamiętam, że musiałem jej pomagać żeby wetknęła mi do ucha płonącą tuleję z płótna nasączonego woskiem. Potem szeptunka nakazała mi pić wodę, a kiedy piłem przytykała ucho do mojego brzucha. Okazało się, że mam kłopoty z żołądkiem.
Na koniec spytaliśmy jak możemy jej się odwdzięczyć za to, że poświęciła nam swój czas i uwagę. Okazało się, że szeptunka Paraskiewa chce telefon komórkowy. Wojtek był gotów dać swój, ale nie miał ładowarki, a sam telefon miał blokadę karty. Tłumaczyliśmy Paraskiewie, że oczywiście dostanie od nas telefon, tylko nie zda jej się na wiele bo zaraz przestanie działać.
Szeptunka odpowiedziała, że nie potrzebuje telefonu żeby z niego korzystać. Jest na świecie zupełnie sama i nawet nie miałaby do kogo dzwonić. Ale wszystkie sąsiadki mają już swoje telefony i ona też chce mieć swój. Kiedy ostatni raz widziałem szeptunkę Paraskiewę, siedziała na tapczanie z telefonem komórkowym w dłoniach, i uśmiechała się do siebie. Była szczęśliwa. Najdelikatniej jak mogłem zamknąłem drzwi do kuchni.